Jdi na začátek
+48 601 696 383

Kościół podominikański i klasztor

POWRÓT

Kościół podominikański i klasztor

Zdania na temat tego, kiedy Dominikanie trafili do Ząbkowic są podzielone. Niektórzy historycy uważają, że ząbkowicki klasztor Dominikanów został założony już w 1221 r. a więc wiele lat przed założeniem Ząbkowic. Inni twierdzą, że Dominikanie przybyli na te tereny około 1280 r. Przypuszcza się, że zakonnicy przybyli do Ząbkowic z pobliskiego Przyłęku, gdy miasto utraciło swoje znaczenie na rzecz nowo założonego ośrodka.

Sam zakon został założony przez świętego Dominika na początku XIII stulecia w południowej Francji. Celem Dominikanów miała być walka z szerzącą się wówczas na terenach Europy Zachodniej herezją poprzez głoszenie kazań, działalność edukacyjną oraz katechizację ludności. Ubiór Dominikanów stanowił biały wełniany habit, szkaplerz oraz czarny płaszcz ze szpiczastym kapturem. Po zatwierdzeniu reguły nowego zgromadzenia przez papieża Honoriusza, Dominikanie bardzo szybko rozwinęli swoją działalność we Francji, Włoszech i Hiszpanii. Tuż po założeniu nowego zgromadzenia do rzymskiej filii zakonu wstąpili dwaj Ślązacy, którzy otrzymali habit z rąk samego świętego Dominika. Wkrótce po złożeniu ślubów, zgodnie z wolą założyciela zostali wysłani do swej ojczyzny z misją założenia tu klasztoru.

Pierwszą pewną datą w historii ząbkowickiego klasztoru jest rok 1302, kiedy to w dokumentach wyraźnie wspomina się istnienie kościoła Dominikanów w Ząbkowicach. W dokumencie datowanym na 14.10.1302 r tutejszy proboszcz zeznaje, że zmarły Herman, sołtys Ząbkowic na łożu śmierci zapisał jemu i jego następcą czwartą część czynszów. Natomiast jego syn, obecny sołtys Arnold obiecuje przekazywać trzecią część czynszu z ław szewskich. W zamian Dominikanie mieli w wigilię i wieczór dnia śmierci jego rodziców odprawiać w kościele nabożeństwo żałobne za ich dusze.

Początkowo ojcowie mieszkali w prywatnym domu. Dopiero później rozpoczęła się budowa zabudowań klasztornej, wspierana licznymi ofiarami mieszkającej tu ludności: Polaków, Czechów i Ślązaków. Budowę w sposób szczególny wspierał książę Bolko.

W pierwszych latach zakon Dominikanów w Ząbkowicach należał do prowincji niemieckiej. Później przeszedł na pewien czas pod władanie prowincji polskiej. Sporą grupę wśród zakonników stanowili Polacy, o czym świadczą nazwiska zapisane w klasztornych księgach. Szybko zyskali przychylność mieszkańców, ponieważ, jak twierdzi o. Hieronim Wilms, autor monografii klasztoru „głoszone przez nich kazania w języku polskim i niemieckim bardziej przemawiały do prostego ludu niż msze odprawiane po łacinie przez pozostałe duchowieństwo”.

Od 1419 roku rada miejska przekazywała corocznie klasztorowi w dniu Wszystkich Świętych 2 zwoje białego sukna oraz beczkę śledzi.

W 1428 roku kościół i klasztor zostały spalone przez husytów.

W 1445 roku król czeski Władysław rozpoczął odbudowę klasztoru, nieco wcześniej odbudowano kościół.

W 1452 roku zakon otrzymał od Marcina Zimmermanna ogród przed bramą ziębicką, za co miał obowiązek odprawić 30 mszy za rodzinę darczyńcy. Okres ten był dla ząbkowickich Dominikanów szczególnie pomyślny, ponieważ w 1455 roku szczególną pieczę nad klasztorem objął sam król czeski i węgierski Władysław.

Rok później klasztor otrzymał drugi ogród przy górze szubienicznej. Trzeci ogród przed bramą lochową zakupił konwent kilka lat później. W 1746 roku ogród został zamieniony na staw rybny.

W 1515 roku następuje gruntowna przebudowa klasztoru.

W 1536 roku umiera książę Karol. jego czterej synowie przechodzą na protestantyzm. W 1541 roku klasztor Dominikanów zostaje zamknięty. W tym czasie w klasztorze zamieszkiwało jeszcze dwóch ojców Dominikanów (w 1534 roku było ich ośmiu). Rok później obiekt wraz z całym majątkiem zostaje przekazany miastu z zastrzeżeniem, że z dochodów klasztornych miasto zapewni pozostałym jeszcze dwóm ojcom Dominikanom dożywotnie mieszkanie, odzież i utrzymanie. Rada miejska zamieniła klasztorną piekarnię na stajnie a cele na izby czeladne. Kościół został zamknięty. Magistrat nakazał uprzątnięcie świątyni i przystosowanie jej do odprawiania nabożeństw ewangelickich.

Pierwsze nabożeństwo ewangelickie odprawił w kościele diakon Marcin Hennig dnia 28 października 1546 rok. W 1586 roku do kościoła zakupiono organy. W tym czasie poszczególne cechy miejskie ustawiły nowe ławki dla swoich członków.

W 1626 roku po zwycięstwie w wojnie 30 – letniej cesarz Ferdynand II zażądał zwrócenia katolikom wszystkich zabranych im przez protestantów dóbr i majątków. Rada miejska ostro sprzeciwiła się oddaniu klasztoru dominikańskiego w Ząbkowicach, ustąpiła jednak, gdy w 1629 roku cesarz wydał tzw. edykt restytucyjny. Jeszcze w tym samym roku jezuita Hölzel – nowy katolicki proboszcz, przejął klasztor i obsadził go na nowo trzema Dominikanami, jednak rozmowy dotyczące zwrotu dóbr pomiędzy katolikami i ewangelikami ciągnęły się jeszcze przez następne 30 let. Trzy lata później w klasztorze wybuchł groźny pożar, który zniszczył zabudowania. W 1639 roku klasztor zostaje częściowo odbudowany, jednak prawdziwa odbudowa zniszczonych ogniem budynków rozpoczęła się dopiero w 1655 roku za czasów przeora ojca Remigiusza. Ząbkowicki kronikarz dr. Kopietz tak wspomina owe wydarzenia: „W roku 1655 rozpoczął ówczesny przeor klasztoru ojciec Remigiusz odbudowywać zniszczony pożarem 1632 roku klasztor i kościół, w czym pomagali mu cesarz Leopold, ówczesny książę ziębicki Jan i miasto. Naprzód ukończono i pokryto przednią część kościoła a na dachu zbudowano wieżę, w której gałce 30 lipca umieszczono dokument następującej treści: „Roku 1655 wtorek po św. Jakubie Apostole Dom Boży św. Krzyża w klasztorze Dominikańskim w książęcym mieście Auersbergów Frankenstein za papieża Aleksandra VII i pobożnego cesarza Ferdynanda III pokryty dachem z wieżą, otrzymał nowe dzwony i gałkę.

Podwórze klasztorne nazywane było Placem Solnym, natomiast uliczka prowadząca od klasztoru wzdłuż murów miejskich nazywała się ulica Solna. Miasto Frankenstein otrzymało od księcia Bolka I prawo składu soli w 1298 rok. Na dziedzińcu klasztornym kupcy składowali przywieziony do miasta towar. Nazwa zachowała się również po zniesieniu monopolu solnego w 1867 rok.

Prace wykonane podczas przebudowy kościoła i klasztoru w latach 1655 – 87 okazały się jednak nietrwałe, ponieważ rok po zakończeniu prac, dokładnie zaś 16 sierpnia 1688 roku zawaliła się przednia część kościoła. Kolejna przebudowa po zawaleniu ściany znów ciągnęła się bardzo długo, rozpoczęła się rok po katastrofie i trwała aż do 1701 rok. Nowa wieża została wybudowana dopiero w 1714 rok.

W 1724 roku kościół otrzymał dwa nowe dzwony. Pierwszy z nich ważył 3,5 cetnara (1cetnar – 50 kg), drugi 0,5 cetnara. W 1702 roku Jan Siehe darował na wystawienie głównego ołtarza 200 talarów, pod warunkiem, że on i jego żona zostaną pochowani w kościele.

Nie był to jednak koniec serii nieszczęść.

Trzęsienie ziemi które wystąpiło o północy 27 stycznia 1737 roku uszkodziło wieżę i sklepienie kościoła, na skutek czego niedawno wybudowaną wieżę trzeba było rozebrać. Odbudowano ją w 1738 rok. Nowy ołtarz główny stanął w kościele w 1743 rok. Niestety, 35 lat później, dokładnie zaś 30 lipca 1778 roku ołtarz został w znacznym stopniu uszkodzony na skutek uderzenia pioruna.

W międzyczasie Śląsk przeszedł pod panowanie pruskie. Podczas wojny siedmioletniej do klasztoru przyniesiono chorego kapitana regimentu 54 – letniego Henryka von Demmen, który zmarł i został pochowany w kościele pod chórem.

W 1810 roku król pruski Fryderyk Wilhelm III wydał edykt na mocy którego na terenie Prus zostały skasowane wszystkie klasztory z wyjątkiem tych, które zajmowały się pielęgnacją chorych i opieką nad sierotami. Los ten spotkał naturalnie również ząbkowicki klasztor Dominikanów. Początkowo ojcom zostawiono kościół, w którym były odprawiane nabożeństwa, pozwolono im również tymczasowo mieszkać w budynkach klasztornych. Magistrat i mieszczaństwo zwrócili się do władz o pozostawienie katolikom kościoła, jednak główna komisja do spraw likwidacji kościołów i klasztorów na Śląsku w marcu 1811 roku odpowiedziała, że

„przytoczone racje są zupełnie niewystarczające do usprawiedliwienia prośby o założenie drugiej parafii katolickiej w Ząbkowicach, względnie o pozostawienie kościoła. Każdy oświecony i poważnie myślący katolik musi uznać szkodliwość częstych nabożeństw w tym kościele dla parafii, poprzez odciąganie mnóstwa katolików od służby Bożej w parafii… Jeżeli tylko nabożeństwa w parafii będą należycie podzielone, to nie zabraknie miejsca dla nikogo. Mieszczaństwo pożałowałoby niebawem swego kroku, poznawszy niezawodnie, że w obecnych ciężkich czasach jest rzeczą niepożyteczną a nawet szkodliwą zakładanie nowych parafii. Państwo w żadnym wypadku nie pokryje kosztów utrzymania kościoła i duchownych … jeżeli zaś gmina chce wziąć na siebie i ponosić koszta oraz wykazać, że może to uczynić bez rujnowania jej członków, to sprawa zostanie przekazana wyższym władzom do rozpatrzenia.”

Magistrat zadeklarował bezwzględną gotowość utrzymania kościoła i duchownych, stwierdzając, że obejdzie się bez pomocy finansowej państwa. Niestety, ten krok był daremny.

W owych czasach gmina ewangelicka w Ząbkowicach liczyła 300 osób. Do tego dochodzili również wojskowi oraz mieszkańcy okolicznych wsi – łącznie około 800 – 1000 osób. Nabożeństwa ewangelickie odbywały się w „Schmetterhausie” obok ratusza w sali położonej nad jatkami mięsnymi. Dlatego też ewangelicka rada kościelna wystosowała 8 kwietnia do komisji likwidacyjnej pismo o przekazanie jej praw do użytkowania kościoła wspólnie z katolikami, co byłoby okazją do zbliżenia pomiędzy oboma wyznaniami oraz zmniejszałoby koszty utrzymania kościoła poprzez rozłożenie wydatków pomiędzy obie wspólnoty. 19 grudnia 1814 roku oddano na własność kościół i klasztor dominikański „cywilnej i wojskowej” gminie ewangelickiej (w mieście istniał wtedy garnizon). W kościele miały być odprawiane nabożeństwa, w klasztorze zaś miała powstać szkoła wojskowa.

Magistrat próbował odwołać się od tej decyzji, zwracając się bezpośrednio do króla i przekonując, że małej gminie ewangelickiej trudno będzie utrzymać tak duże obiekty, jednak bezskutecznie. 31 lipca 1815 roku we Wrocławiu uznano, że nie ma co dłużej zwlekać z przekazaniem kościoła protestantom, aby jednak zapobiec niepokojom wśród miejscowej ludności polecono, by zamknięcia kościoła dokonano z wszelką przezornością. 23 sierpnia protokolarnie oznajmiono ówczesnemu przeorowi o. Wincentemu Nitschke, że następnego dnia ma odprawić ostatnią mszę, a gdy ludzie wyjdą z kościoła, ma go zamknąć spokojnie jak zazwyczaj a klucze odnieść do burmistrza Polenza. O zamknięciu kościoła ma zachować ścisłe milczenie. Zakonnicy częściowo zostali przeniesieni do klasztorów za granicą, częściowo z racji podeszłego wieku odesłani na emeryturę. Figury świętych dominikańskich, które stały na placu przed kościołem, zakupiła gmina katolicka i ustawiła przed szkoła katolicką w Sadlnie, gdzie stały do około 2000 rok. Po zdewastowaniu figur przeniesiono je do ząbkowickiej Izby Pamiątek Regionalnych.

Ostatni mnich zmarł w 1816 rok. Kamień grobowy wmurowany w mur cmentarny na lewo od bramy wejściowej głosi: „Tu spoczywa wielebny o. Ludovicus Herzog, członek tutejszego zlikwidowanego klasztoru dominikańskiego, urodzony we Freystadt na Dolnym Śląsku16 sierpnia 1728 rok, marł 2 czerwca 1816 roku w wieku 87 let, 9 miesięcy, 16 dni. Niech spoczywa w pokoju.

Kościół został przejęty przez ewangelików 16 października 1815 rok. Z wnętrza świątyni usunięto wszystkie ruchome rzeczy oraz rozbito ołtarze. Klasztor został przebudowany na mieszkanie pastora, kantora, kościelnego oraz pomieszczenia szkoły ewangelickiej, którą przeniesiono tam w 1816 rok (szkoła mieściła się tu do 1865 rok.

W 1832 roku wybudowano nową wieżę, nowy dach oraz ufundowano nowe dzwony. Zakrystia oraz chrzcielnica pochodzą z 1865 rok. W 1894 roku zakupiono nowe organy. Dzwony zostały zabrane podczas I wojny światowej. Nowe ufundowano w 23 Květen 1925 rok.

Obiekt był użytkowany przez gminę protestancką do końca II wojny światowej. W 1926 roku rozpoczęto generalny remont świątyni.

W 1946 roku klasztor podominikański przejęły siostry Franciszkanki ze Lwowa. Obecnie zakon nosi nazwę Mniszki Klaryski od Wieczystej Adoracji.

Historia Męczenników Dominikańskich

Od pierwszych dni swego pobytu w Ząbkowicach Dominikanie rozpoczęli gorliwą pracę na rzecz miejscowej ludności. W swym kościele odprawiali nabożeństwa, podczas których głosili kazania i prowadzili katechizację wiernych. Organizowali procesje, opiekowali się chorymi. Byli spowiednikami ludzi prostych, zamożnych mieszczan oraz rodzin książęcych i szlacheckich. W drugiej połowie XIV wieku doszło do gwałtownego załamania się życia religijnego w całej Europie. Źródła mówią o upadku obyczajów w kościele, wśród duchownych i zakonników. W końcu stulecia kościół zdecydował się na przeprowadzenie gruntownej reformy. Objęła ona również ząbkowicki klasztor Dominikanów. Było już jednak za późno.

W czasie, gdy święci mężowie w Ząbkowicach pracowali nad odnową życia zakonnego, w Czechach narodził się ruch husytów zapoczątkowany przez Jana Husa, zakonnika urodzonego w 1369 roku w południowych Czechach. Hus kształcił się na uniwersytecie w Pradze, założonym przez Karola IV. W 1400 roku przyjął święcenia kapłańskie. Odtąd z wielką gorliwością głosił kazania występując przeciwko nadużyciom i zgorszeniu występującym w kościele. Szybko zyskał liczne grono zwolenników nie tylko wśród ludu, lecz również wśród możnych tego świata, kapłanów i kościelnych dostojników. Wkrótce nauki głoszone przez Husa zaczęły zagrażać jedności kościoła. Na żądanie cesarza Zygmunta w Konstancji zwołano konsylium, na którym Hus miał stawić się, by bronić swoich przekonań. Nie udało mu się jednak nakłonić zebranych do przyznania racji jego tezom. Hus został uznany za heretyka, przekazany władzom świeckim i spalony na stosie 6 lipca 1415 rok. Zwolennicy Husa uznali go za męczennika i przystąpili do ataku. Wielu z nich w straceniu reformatora dostrzegało również aspekt polityczny. Husyci rabowali kościoły, niszczyli bezcenne dzieła sztuki, mordowali duchownych i ludność świecką. Wkrótce zwolennicy nauk Jana Husa wdarli się poza granice Czech. W 1425 roku po raz pierwszy splądrowali teren hrabstwa kłodzkiego, niszcząc katolickie świątynie i klasztory. W 1426 roku husyci wdarli się do Krzeszowa, gdzie zamordowali 70 cysterskich mnichów. Dwa lata później w odwecie za akcję antyhusycką, której przewodził książę Jan ziębicki wkroczyli na jego ziemie.

W momencie, gdy mieszkańcy ziemi ząbkowickiej zdali sobie sprawę, że im również może grozić niebezpieczeństwo ze strony husytów, ziębicki książę Jan zawarł umowę z Głogowem. Pakt ów miał na celu wzajemną obronę przeciwko najazdom rabusiów. Nie uchroniło to jednak miasta i jego mieszkańców przed tragicznym losem. Przez wiele miesięcy Ząbkowice z racji swego położenia, były oszczędzane. Jednak w marcu 1428 roku ogromne hordy husytów powracające do Czech stanęły u wrót miasta.

Trudno dziś ustalić dokładnie dzień, w którym husyci wtargnęli do Ząbkowic, ponieważ archiwa klasztorne uległy zniszczeniu. Przyczyniły się do tego liczne dziejowe zawieruchy: reformacja w XVI wieku, sekularyzacja zakonów pruskich w 1810 roku i II wojna światowa. W różnych zapisach można spotkać daty, których rozpiętość waha się od 11 marca do 16 Květen 1428 rok. Niektóre źródła podają, że dramat mieszkańców miasta rozegrał się 20 marca w sobotę przed niedzielą palmową.

Powołując się na jednego z najwybitniejszych historyków Ząbkowic Śląskich, Franza Toennigesa, można stwierdzić, że w świetle najnowszych badań najbardziej prawdopodobną datą tragicznych wydarzeń, których ofiarą padli mieszkańcy miasta w 1428 rok, jest Wielki Piątek, 2 kwietnia. Najprawdopodobniej tego właśnie dnia husyci wkroczyli do miasta.

W tym czasie drużyny rycerskie, oraz mężczyźni zdolni do noszenia broni byli wraz z księciem Janem w polu. Wieści o wcześniejszym poddaniu się Otmuchowa i Paczkowa odebrały mieszkańcom Ząbkowic resztki odwagi. Na wieść o zbliżających się wojskach husyckich większość mieszczan postanowiła szukać ratunku w ucieczce. Wśród uciekinierów znaleźli się również ówczesny ząbkowicki proboszcz Maternus Nympke oraz większość dominikańskich zakonników. W klasztorze pozostali jedynie dwaj zakonnicy podprzeor Mikołaj Carpentarius oraz ojciec Jan Buda, którzy postanowili do końca służyć pozostałym w mieście mieszkańcom pomocą duchową oraz bronić kościoła i klasztoru.

Gdy husyci wtargnęli do kościoła i rozpoczęli swe niszczycielskie dzieło obaj odważni zakonnicy wystąpili przeciwko nim, przypominając najeźdźcom o prawdziwej nauce kościoła oraz wypominając zbrodnie, których się dopuścili. Odwaga Dominikanów rozsierdziła napastników. Najpierw zatłukli maczugami na śmierć ojca Jana Budę. Jego ciało posiekano mieczami na drobne kawałki i rozrzucono po dziedzińcu klasztornym. Następnie przy wejściu na cmentarz husyci ułożyli stos ze zrabowanych z kościoła obrazów, figur świętych i innych kościelnych przedmiotów. Na tym stosie przywiązali i spalili przeora Mikołaja. Źródła donoszą, że jeszcze wśród płomieni odważny mnich przemawiał do swych oprawców i wyznawał swoją wiarę, dopóki wśród dymu i ognia nie wyzionął ducha.

Trzeciego z dominikańskich męczenników, diakona Andrzeja Catorisa husyci złapali w czasie ucieczki, gdy usiłował wydostać się z miasta. Przywiązali diakona do jednego ze skrzydeł wrót bramy wrocławskiej i strzelali do niego z łuków jak do żywej tarczy. Również i on odważnie wyznawał swą wiarę, dopóki jedna ze strzał nie przebiła jego serca. Dodatkowo, by ośmieszyć noszone przez dominikanów tonsury husyci oskalpowali wszystkich trzech męczenników a ich skalpy nadziali na dzidy i obnosili po mieście jako trofeum.

Następnie husyci przystąpili do zniszczenia miasta.

Znany historyk i kronikarz ziemi ząbkowickiej, J. Kopietz tak opisuje owe krwawe wydarzenia: „Mieszkańcy, którzy nie mogli uciec, klęcząc prosili o łaskę dla siebie i miasta, jednak na próżno. Wszyscy, bez względu na wiek i płeć zostali wycięci w pień. Dzieci i starców, mężczyzn i kobiety spotkał ten sam los, z tą tylko różnicą, że jedni zostali zabici mieczami, inni pałkami, jeszcze inni przebici dzidami, lub stratowani przez konie. Miasto zostało zrabowane i spalone. W płomieniach zniszczone zostały: ukończony przed 13 laty kościół parafialny, kościół dominikański i większa część budynków mieszkalnych.” Drewniana w większości zabudowa miasta spłonęła bardzo szybko. Wielu spośród mieszkańców miasta, którzy ukryli się przed najeźdźcami w piwnicach swoich domów, zginęła podczas pożaru lub udusiła się dymem. Po zniszczeniu i splądrowaniu Ząbkowic husyci udali się na dalsze podboje. Pod koniec kwietnia dotarli do Środy Śląskiej i na przedmieścia Wrocławia. Krwawe najazdy ustały dopiero w 1440 rok.

Na wieść o tym, że najeźdźcy odjechali, ci, spośród ząbkowiczan, którym udało się uciec z miasta, powoli wracali do swych domów, a raczej do ruin i zgliszcz, jakie zostały po najeździe husytów. Zastali spustoszenie o wiele większe, niż się spodziewali. Ich głównym zadaniem stało się grzebanie ciał pomordowanych bliskich. Powracający do Ząbkowic mieszczanie z wielką pieczołowitością pozbierali szczątki doczesne trzech Dominikanów zabitych przez husytów. W prowizorycznie odnowionym kościele umieszczono tablicę pamiątkową, która niestety nie zachowała się do naszych czasów. Umieszczona na niej krótka notatka została spisana ponoć już kilka dni po krwawym najeździe husytów. Tablica została umieszczona tuż nad skrzynią, w której były przechowywane relikwie męczenników, w takim miejscu, by każdy, kto wchodził do kościoła, mógł je swobodnie obejrzeć i oddać im cześć. Początkowo zwlekano z odbudową klasztoru i kościoła w obawie przed powrotem husytów. Dopiero w połowie XV wieku kościół i klasztor dominikanów wróciły do dawnej świetności.

Wieść o ówczesnych wydarzeniach szybko rozniosła się po całym Śląsku. Wkrótce dotarła nawet do Czech i Niemiec. Bohaterstwo dominikanów wywarło ogromne wrażenie również na samych husytach. Mężna obrona wiary aż do męczeńskiej śmierci nie powstrzymały bynajmniej barbarzyńców od kolejnych mordów i okrucieństw. Z pewnością jednak przynajmniej niektórym z nich dały sporo do myślenia. Stwierdzili oni, że takiego bohatera, jak ojciec Mikołaj nie znaleźliby nawet w swoich szeregach.

10 lat po owych tragicznych wydarzeniach dominikanin Jan Nider jako zastępca legata papieskiego pertraktował z przywódcami husytów. Usłyszał od nich wtedy, że tak odważnego człowieka, jakim był ojciec Mikołaj nie widzieli ani nigdy przedtem ani nigdy potem.

Relikwie trzech dominikańskich męczenników praktycznie od początku otaczane były wielką czcią, czego dowodem może być sprawozdanie przesłane w XVII wieku przez mieszkańców Ząbkowic do Rzymu. Diakona Andrzeja porównywano nawet do świętego Sebastiana, ponieważ obaj męczennicy zginęli w podobny sposób – od ran zadanych strzałami.

Szczątki męczenników spoczywały w kościele dominikańskim aż do czasów wojny 30 – letniej. Wtedy część relikwii została rozrzucona przez Szwedów. W 1724 roku relikwiarz na czas remontu kościoła został przeniesiony do zakrystii. Po trzech latach, po zakończeniu renowacji świątyni wrócił na swoje pierwotne miejsce.

W 1810 roku klasztor dominikanów nie uniknął sekularyzacji. Po przejęciu klasztoru przez protestantów świątynia nadal odwiedzana była przez katolików, którzy chcieli oddać cześć relikwiom męczenników. Aby położyć kres tym praktykom, władze miejskie poleciły w 1815 roku by przenieść relikwie do kościoła parafialnego św. Anna. 24 sierpnia 1815 roku przeor Wincenty Nitschke odprawił ostatnią katolicką mszę. Zaraz potem kościół został zamknięty. 16 października Protestanckie Kolegium Kościelne zajęło budynki, dwa tygodnie później zostało w nim odprawione pierwsze nabożeństwo protestanckie. W kościele św. Anny relikwie umieszczono pomiędzy dwoma zewnętrznymi filarami kościoła, w dawnym pomieszczeniu bibliotecznym, zwanym później „chórem braci”. Była to właściwie dobudowana do kościoła kaplica, w której spotykali się członkowie Bractwa Maryjnego. Później relikwiarz przeniesiono do zakrystii kościoła, gdzie był przechowywany aż do lat 70 – tych XX wieku.

Tymczasem, wkrótce po zakończeniu II wojny światowej, 16 sierpnia 1946 r. Powiatowa Rada Narodowa w Ząbkowicach przekazała kościół oraz budynki klasztoru siostrom Franciszkankom. Od 1969 roku Matka Maria Antonina Pade wraz z siostrami oraz Józefem Glabiszewskim, twórcą ząbkowickiej Izby Pamiątek, zabiegała o przeniesienie relikwii z kościoła św. Anny na ich dawne miejsce. Wreszcie 30 listopada 1970 r za zgodą władz miejskich i kościelnych Józef Glabiszewski osobiście przeniósł mocno zniszczoną i zakurzoną skrzynię z relikwiami do klasztoru i oddał matce przełożonej. Ta zaś niezwłocznie zaniosła je do sali zgromadzeń. Matka Maria Antonina wraz z siostrą Marią Klarą umyły kości roztworem sporządzonym ze spirytusu i wina. Skromny drewniany relikwiarz odnowiono a następnie ustawiono w prezbiterium kościoła obok drzwi od zakrystii.

W 2004 roku pewne pragnące zachować anonimowość małżeństwo z Ząbkowic postanowiło ufundować nowy relikwiarz. W tym czasie siostry prowadziły proces beatyfikacyjny założycielki zgromadzenia Matki Marii od Krzyża Morawskiej. Do sióstr przyjeżdżał ks. prof. Stefan Ryłko, który prowadził między innymi proces beatyfikacyjny Jana Pawła II. Ks. Ryłko podjął się przeniesienia kości męczenników zgodnie z prawem kanonicznym do nowego relikwiarza. Z inicjatywy sióstr dziekan zwrócił się do biskupa Ignacego Deca o powołanie komisji, która dokona tego dzieła. Dekretem z 18 sierpnia 2004 roku biskup powołał komisję celem zabezpieczenia kości męczenników. 24 września 2004 roku odbyło się uroczyste przeniesienie szczątków męczenników do nowego relikwiarza.

Wszystkie kości przełożono na przygotowaną wcześniej materię. Uczestniczący w pracach komisji lekarz o specjalnościach chirurg ortopeda traumatolog szczegółowo ocenił ich stan oraz widoczne na nich obrażenia. Stwierdzono, że w relikwiarzu znajdują się dwie czaszki, trzy kości udowe, trzy kości piszczelowe, trzy kości strzałkowe oraz jeden krąg piersiowy.

Podczas oględzin pierwszej z czaszek komisja stwierdziła brak części skroniowej, kości ciemieniowej oraz części kości potylicznej. Miejsce po ubytku kości potylicznej nosi ślady precyzyjnego cięcia bardzo ostrym narzędziem (być może mieczem). W okolicy kości ciemieniowej oraz potylicznej zauważono też liczne powierzchowne ubytki o nieregularnych kształtach, mogące być pozostałością po zadanych ranach tłuczonych oraz pozostałości po uderzeniach powstałych prawdopodobnie na skutek uderzenia maczugą. Właściciel czaszki w chwili śmierci mógł mieć około 30 – 40 let.

W drugiej czaszce stwierdzono liczne ubytki w obrębie twarzoczaszki, między innymi: brak części kości czołowej, brak kości skroniowej, szczękowej, jarzmowej. W okolicy łączenia kości skroniowej z kością ciemieniową i szczękową widać wyraźnie ślad po ranie rąbanej, rozdzielającej obie kości, która została zadana bardzo ostrym narzędziem. W miejscu łączenia się kości skroniowej z ciemieniową widać ślad po kolejnej ranie rąbanej. Wreszcie na czaszce widoczne są, podobnie jak na poprzedniej, liczne drobne powierzchowne ubytki mogące być skutkiem ran tłuczonych zadanych prawdopodobnie maczugą. Ze względu na liczne ubytki trudno było ocenić wiek osoby, która została zabita w tak bestialski sposób. Przypuszczalnie wynosił on również około 30 – 40 let. Pozostałe kości pochodzące prawdopodobnie z kończyn męczenników są dobrze zachowane i nie noszą śladów obrażeń.

Po raz pierwszy w dziejach szczątki męczenników zostały tak dokładnie zbadane i opisane. Kości zostały umyte w białym gronowym winie. Następnie w uroczystej procesji, w której uczestniczyła komisja, zostały przeniesione na miejsce, w którym dziś spoczywają. Do relikwiarza włożono tubę, w której znajdują się dokumenty z protokołem prac komisji. Obecny podczas prac komisji ksiądz Ryłko zastanawiał się, czy zgodnie z zasadami prawa kanonicznego zamierzał przesłonić kości męczenników, tak by były zupełnie niewidoczne, jednak po namyśle zezwolił na zasłonięcie szczątków gazą.

Po przeniesieniu kości do nowego relikwiarza z pielgrzymką przyjechali dawni mieszkańcy Ząbkowic, by oddać cześć relikwiom. Franz Toenniges ufundował tablicę poświęconą dominikańskim męczennikom. Podobna tablica znajdowała się w kościele przed sekularyzacją. Tablicę poświęcił ojciec Pallotyn Wolfgang Weiss.

Wiosną 2006 roku w kościele Klarysek miało miejsce rozpoczęcie sezonu przewodniczącego. Celem przybliżenia historii męczenników dominikańskich jeden z mieszkańców Ząbkowic ufundował tablicę z tekstem w języku polskim i niemieckim, upamiętniającym wydarzenia sprzed prawie 700 let. Na tablicy znajdują się również herb i zawołanie Dominikanów.

Wielki pożar 1858 roku – cudowne ocalenie?

Podczas wielkiego pożaru w kwietniu 1858 roku klasztor i kościół były własnością gminy ewangelickiej. Ogień strawił większość zabudowy w mieście oraz w pobliskim Sadlnie. Zagrożony był również obiekt świątyni. Pastor Hermann Graeve zgromadził mężczyzn i przy ich pomocy rozburzył drewniane oficyny przylegające do świątyni. Mimo to dach kościoła zaczął się palić. Wtedy pastor wszedł do kościoła upadł na kolana i zaczął prosić Boga o ratunek. Chwilę później wiatr zmienił kierunek i świątynia została ocalona.

ŹRÓDŁO: zabkowiceslaskie.pl